Na okładce Agnieszka Chylińska, a w środku wywiad zatytułowany "Teraz rządzę w domu". Najnowszy numer magazynu w sprzedaży od 22 sierpnia. Zachęcamy do nabycia, a póki co u nas możecie przeczytać fragment (1/4 rozmowy), który został udostępniony dzięki uprzejmości styl.pl. Z muzycznych ciekawostek, o których nie przeczytacie w tym wpisie: We wrześniu syn idzie do szkoły, starsza córka do przedszkola, młodsza jeszcze przy cycu, ale niebawem kończy się ten etap, a ja wreszcie odpocznę, pójdę na zakupy i nagram płytę, bo materiał jest już gotowy.
Teraz rządzę w domu
Kiedyś w dzienniku zapisała: "Panie Boże, bardzo Cię proszę, żebym przed maturą została słynną piosenkarką, bo nie chcę zdawać matury". Prośba została wysłuchana, wkrótce Agnieszkę Chylińską znała cała Polska. Żyła szybko, mocno, czasem zbyt ostro. Kilka lat temu radykalnie zmieniła wszystko. I z tego jest dziś bardzo dumna.
Lubisz swoje odbicie w lustrze?
Agnieszka Chylińska: Dziś od trzeciej nad ranem jestem na nogach, więc widok w lustrze nie był najlepszy. Zresztą na co dzień nie mam czasu, żeby się sobie przyglądać. Ale kiedy przed koncertem czy nagraniem "Mam talent" uczeszą mnie i pomalują, to myślę sobie: "Jest nieźle". Mam 37 lat i lubię ładnie wyglądać.
Swoją metamorfozą zaskoczyłaś wszystkich. "To naprawdę Chylińska?", pytano. Kiedy występowałaś w O.N.A., nie zależało ci, żeby się podobać?
- Wydaje mi się, że każdemu zależy. Nie wierzę, gdy dziewczyna mówi, że nie chciałaby być piękna i zgrabna. Ale czasem nie ma się motywacji, żeby coś z sobą zrobić, i wtedy łatwiej przyjąć pozę "mam to gdzieś". Był czas, kiedy ważyłam ponad 70 kg, miałam krzywe zęby. Na dyskotekach w szkole podpierałam ściany. Brakowało mi potwierdzenia mojej kobiecości. Bo nawet jeśli jesteś gruba, ale twój chłopak mówi, że kocha "swojego pączuszka", to wtedy siebie akceptujesz. Chłopaki z zespołu przy wódce wznosili toasty: "Zdrowie pięknych dziewczyn i twoje, Agnieszka!". To mnie bolało, ale oczywiście krzyczałam: "Zdrowie!".
Im bardziej się cierpi, tym głośniej się temu zaprzecza.
- Ale dzięki temu nagrałam parę fajnych płyt. Kiedy cierpiałam, nieźle mi szło pisanie tekstów.\
Kim jest dzisiaj Agnieszka Chylińska?
- Przede wszystkim żoną i mamą. Zanim wzięliśmy z Markiem ślub, byliśmy z sobą parę lat, więc to nie była fanaberia. Pragnęłam tego ślubu i bardzo bym chciała, żeby nam się udało.
Jesteś trudną partnerką?
- Bardzo, jestem wymagająca. Przede wszystkim chcę miłości i jestem gotowa zrobić wiele, żeby w domu był spokój i brak presji. Nie wiem, co przyniesie życie, ale codziennie trzeba się starać, zawierać kompromisy, co dla mnie bywa trudne, ponieważ zawsze byłam osobą bezkompromisową. Szczerze mówiąc - rozwydrzoną egoistką.
Kiedyś dla ciebie liczyła się wyłącznie muzyka.
- Muzyka jest cały czas. Wszystko, co ważne, wiąże się właśnie z nią. Natomiast kiedyś moje życie ograniczało się tylko do pracy - próby, koncerty, nagrania. Nikt i nic się nie liczyło. Z tego powodu ucierpiał też mój poprzedni związek. Teraz mam inaczej poukładane priorytety.
Napisałaś książkę dla dzieci "Zezia i Giler", która sprzedała się w ponad 100 tysiącach egzemplarzy.
- Zupełnie się tego nie spodziewałam. Pisałam tę książkę dla swoich dzieci, nawet przez myśl mi nie przeszło, że ktoś będzie chciał ją wydać. Owszem, dostawałam propozycje napisania autobiografii czy wywiadu rzeki, ale, szczerze mówiąc, byłam tym trochę zażenowana. Ja i biografia? Przecież nie mam stu lat. I kiedy po raz kolejny odezwało się wydawnictwo, na odczepnego powiedziałam, że mam książkę dla dzieci. Redaktor naczelna wydawnictwa podeszła do tego z wielką uwagą i bardzo zaangażowała się we współpracę. Druga część "Zezi..." ukaże się jesienią.
Znowu wszystkich zaskoczyłaś. Chylińska pisarką...
- Od dziecka chciałam nią być. W podstawówce miałam przyjaciółkę, z którą codziennie zadawałyśmy sobie nawzajem tematy opowiadań do napisania. Od 12. roku życia piszę dziennik. Teraz też, ale wczoraj starczyło mi sił tylko na to, żeby wpisać datę. Kiedy ma się własne dzieci, pojawia się tęsknota, żeby przeżyć to jeszcze raz, żeby znów być dzieckiem. Tak szybko mija ten czas, gdy wierzy się w Świętego Mikołaja.
Miałaś szczęśliwe dzieciństwo?
- Fantastyczne. Byłam grzeczną dziewczynką, czytałam książki, siedziałam w domu, w niedzielę szłam do kościoła. Miałam poukładane życie, za co jestem rodzicom wdzięczna, bo te sztywne zasady później nieraz uratowały mi dupę. W krytycznych momentach odzywał się głos, że dalej pójść nie można. Nawet kiedy piłam, to wszystko miałam dokładnie wyliczone: ile czasu potrzeba, żebym wytrzeźwiała, ile - żebym dotarła na próbę. Moja mama jest nauczycielką, bardzo konkretna osoba, raczej niechwaląca. Wspólną cechą moich rodziców jest tzw. akuratność. U nas w domu było po żołniersku. Jeśli na przykład planowaliśmy wycieczkę, to choćby się waliło i paliło, zwiedzaliśmy wszystko, co wcześniej zostało ustalone. Punkt po punkcie. Która teraz jest godzina? Wpół do dwunastej. Mogę dokładnie powiedzieć, co robi mój ojciec. Jest na spacerze, idzie tą samą co zawsze uliczką w Sopocie, do tego samego kiosku, w którym kupuje gazety od 30 lat.
Cały wywiad przeczytasz w najnowszym numerze magazynu PANI - już w sprzedaży!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz